Drugi dzień wycieczki... i właściwy cel wycieczki to zdobycie Trzech Koron...
Po śniadaniu wyruszyliśmy autokarem do Krościenka, skąd zaczęliśmy nasza wspinaczkę.
Nie podejrzewałam że będzie tak trudno, tym bardziej że nie miałam wcześniej żadnej "zaprawy", a kolana od kilku dni dawały się we znaki.
Ale zdecydowałam że pójdę... a co tam... zapowiadał się piękny dzień ale ranek był bardzo mglisty.
No to ruszyliśmy....
Po krótkim marszu dość ostrym podejściem doszliśmy do miejsca, z którego rozciągał się widok na Krościenko.
Na tych zdjęciach widać jaka była mgła, a gdzieś tam zza góry przebijało się słoneczko.
Tu nasz grupa... mnie tam nie ma... ja pełniłam rolę fotografa... :)
i jeszcze raz widok na Krościenko...
Tutaj wchodzimy już na teren Pienińskiego Parku Narodowego.
Po drodze nie robiłam zbyt dużo zdjęć... byłam skupiona na dojściu do celu, a łatwo nie było.
No i wreszcie dotarliśmy... kolejne zdjęcia są już z platformy widokowej.
Żałowałam tylko że nie miałam ze sobą nowego aparatu, ale z drugiej strony mały był mniej uciążliwy :)
Pooglądaliśmy wszystko w koło, i nadszedł czas na powrót.... bałam się go jeszcze bardziej, bo wiem że schodzi się trudniej... moje kolana... czy wytrzymają ???
Ale o tym następnym razem...
Po śniadaniu wyruszyliśmy autokarem do Krościenka, skąd zaczęliśmy nasza wspinaczkę.
Nie podejrzewałam że będzie tak trudno, tym bardziej że nie miałam wcześniej żadnej "zaprawy", a kolana od kilku dni dawały się we znaki.
Ale zdecydowałam że pójdę... a co tam... zapowiadał się piękny dzień ale ranek był bardzo mglisty.
No to ruszyliśmy....
Po krótkim marszu dość ostrym podejściem doszliśmy do miejsca, z którego rozciągał się widok na Krościenko.
Na tych zdjęciach widać jaka była mgła, a gdzieś tam zza góry przebijało się słoneczko.
Tu nasz grupa... mnie tam nie ma... ja pełniłam rolę fotografa... :)
i jeszcze raz widok na Krościenko...
Tutaj wchodzimy już na teren Pienińskiego Parku Narodowego.
Po drodze nie robiłam zbyt dużo zdjęć... byłam skupiona na dojściu do celu, a łatwo nie było.
No i wreszcie dotarliśmy... kolejne zdjęcia są już z platformy widokowej.
Żałowałam tylko że nie miałam ze sobą nowego aparatu, ale z drugiej strony mały był mniej uciążliwy :)
Pooglądaliśmy wszystko w koło, i nadszedł czas na powrót.... bałam się go jeszcze bardziej, bo wiem że schodzi się trudniej... moje kolana... czy wytrzymają ???
Ale o tym następnym razem...
Oj.Byłam tam w tym roku, kilka razy.
OdpowiedzUsuńTe szczyt zdobyłam w 20 minut może...
Pikuś...jak Ci ucieknie dziecko z horyzontu, które twierdziło,że na chodzenie nie ma czasu!
Co przeżyłam to moje. Niby zna dość dobrze tamte trasy,15-latka, ale nawet nie wiedziała, dokąd się wtedy wybieraliśmy.
Pogoda tego roku jednak była dość paskudna, na owe wyprawy po Pieninach.Ostatni raz jak byliśmy, to z kolei zbiegliśmy w ekstremalnym tępie, gdyż chwyciła nas burza.
Gorąco pozdrawiam:)
Aurelia, w 20 minut ???
OdpowiedzUsuńTo raczej niemożliwe... myśmy szli ponad pięć godzin...razem w górę i w dół.. :)
A tempo do wolnego się nie zaliczało.
Natomiast pogoda nam dopisała... było pięknie.
Wyprawa piękna, warta wysiłku.A zdjęcia z góry wspaniałe.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, po prostu cudne widoki. Ja jutro jadę do Zakopanego i liczę na podobne krajobrazy!
OdpowiedzUsuńAle miałaś piękną wycieczkę, krajobrazy cudowne. Warto było iść :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
No właśnie, ta pogoda ... Jak ja byłam też pokrapywało, więc odpuściliśmy sobie "szczytowanie". Niby chcieliśmy jeszcze raz pojechac' teraz na jesieni, by pogonic' po Trzech Koronach, ale znowu wolnego nie mam ... A ciągnie w tamte strony ...
OdpowiedzUsuńOd dluzszego czasu wybieram sie w Pieniny, ale koncze w Zakopcu i oddaje sie wedrowkom po Tatrach. A Pieniny sa tez piekne co widac na Twoich zdjeciach. W tym roku tez mialam taki zamiar i nic z tego..ladna relacja!
OdpowiedzUsuńMiałam na myśli w jedną stronę i miejsce, gdzie kupuje sie bilety na Okrąglicę.Tam dopadliśmy nasze dziecko.
OdpowiedzUsuńNie napiszę co przeżyłam po drodze. Mąż pobiegł pierwszy, zjadłam oscypka, jak się okazało,że to On ma picie, a nie mogłam złapać tchu...
Byliśmy wtedy w "Zameczku Św. Kingi"
Ale byłam tymi nawet pseudo ruinami, bardzo zdegustowana.Zwłaszcza, jak z muru sterczała w wielu miejscach plastikowa,zielona, siatka.Chyba do wzmocnienia zaprawy.
Być może, moja wyobraźnia o tym miejscu, również zbyt wybujała.
Uwielbiam Pieniny, jestem tam parę razy w roku.
Gorąco pozdrawiam:)
Piękne widoki :) Warto włożyć trochę wysiłku dla tak wspaniałych widoków.
OdpowiedzUsuńZaniemówiłam patrząc na te widoki...
OdpowiedzUsuńTak dawno nie byłam w górach...
Pomyślałam, że fajnie byłoby zrobić sobie taki jesienny, kilkudniowy wypad w góry. No ale niestety to mało realne plany...a szkoda...
Antonina... masz rację... to niezapomniane chwile.
OdpowiedzUsuńKrzysiu, dziękuję... też chętnie pooglądam u Ciebie.
OdpowiedzUsuńTalibra, warto... takie wypady organizujemy co roku.
OdpowiedzUsuńBarashka, szkoda...ale pewnie kiedyś zrealizujesz zamiar.
OdpowiedzUsuńGrażyno, ja z kolei w Zakopanym byłam tylko raz, ale po górach nie łaziłam...lało wtedy jak z cebra.
OdpowiedzUsuńAurelia, mogę sobie wyobrazić co przeżyłaś :).. dobrze że skończyło się wszystko ok.
OdpowiedzUsuńAvelina.. oj tak... choć gdy patrzyłam w dół, to miałam takiego lekkiego pietra.
OdpowiedzUsuńCynthia... no faktycznie szkoda.
OdpowiedzUsuńale może kiedyś ?... któż to wie.